Czy zdarzyło się Wam usłyszeć, że Wasz pies „chyba przytył ostatnio?” albo „hmmm, Pimpuś to chyba lepiej je niż Wy?” Pewnie nie wszystkim, ale z pewnością wielu osobom – tak. Automatycznie, z marszu stajemy w obronie psiej sylwetki, że „właśnie jest po kąpieli i dlatego taki puszysty”. Ciężko nam przyznać, że rzeczywiście Pimpuś ostatnio zaczął przypominać serdelek. Ciężko, bo za jego żywienie jesteśmy odpowiedzialni my – jego właściciele, opiekunowie, rodzice😊
Nadwaga i otyłość to choroby naszej cywilizacji. Okazuje się, że zaczynają być częste również u naszych domowych zwierząt. Prowadzą do podobnych schorzeń i chorób jak u ludzi. Tylko szybciej.
Sama mam suczkę labradora, która może pochłonąć wszystko i w każdej ilości, ile by nie było w misce albo spadło ze stołu. Po prostu odkurzacz. Oczywiście, że próbuje na mnie wszystkich swoich sztuczek. Od prosząco błagalnego spojrzenia „zobacz, jaka jestem słodka, i chuda, i burczy mi w brzuchu, i chętnie bym coś przekąsiła, i przecież ja nigdy w życiu jeszcze nic nie jadłam” po „wtopię się w tło, a może coś przypadkiem spadnie”. No cóż, taki obrazek pojawia się zapewne w niejednym domu. Łatwo ulec. Bardzo łatwo. Ale wiem, że jeśli nie będę przestrzegać właściwie odmierzonej porcji, szybko pojawi się nadwaga a potem otyłość, co w konsekwencji doprowadzić może do poważnych zaburzeń układu ruchu, cukrzycy, zaburzeń hormonalnych, problemów z wątrobą lub wielu inny schorzeń i chorób. A nawet może stać się dla naszego psa zagrożeniem życia.
Bywa, że nadwaga czy otyłość spowodowana jest chorobą (np. zaburzeniami hormonalnymi) lub podawanymi lekami (np. lekami zawierającymi sterydy). Jednak najczęstszym jej powodem jest źle zbilansowana i dobrana do potrzeb psa karma, a właściwie jej energia metaboliczna i wielkość porcji – niewłaściwa dzienna porcja karmy, bo sypnięte „tak na oko” i brak uwzględnienia w niej wszelkiego rodzaju smakołyków.
Na szczęście, coraz więcej z nas czyta etykiety zamieszczane na karmach. Bardzo ważny jest skład oraz kaloryczność podawanego jedzenia, bo karmy różnią się między sobą właśnie składem, smakiem, wielkością chrupka (suche karmy) i oczywiście kalorycznością.
Każdy worek karmy powinien zawierać tabelę z dawkowaniem. Ale taka tabela to tylko orientacyjna wielkość dziennej porcji. Zauważcie, że dla różnych karm każda tabela jest inna. A skoro znamy naszego psa i wiemy, ile czasu spędza na zabawach, gonitwach, spacerach, a ile na spaniu lub rozmyślaniu o jedzeniu😊, to musimy sami racjonalnie określić wielkość jego dziennej porcji.
Na początku będzie ciężko. Bo najpierw to my musimy zmienić nasze przyzwyczajenia. Musimy skończyć z wsypywaniem „na oko” lub „jakąkolwiek karmę kupię, wsypuje tyle samo”. Musimy zrozumieć, że każdy smakołyk, nagroda czy fart ze stołu ponad dzienną porcję, powodują zaokrąglenie figury psa.
Tabela na opakowaniu karmy to punkt wyjściowy. Określając sylwetkę psa, jego aktywność, wiek i sprawdzając wagę mamy podstawowe dane. Teraz tylko musimy być konsekwentni. Nawet nie zauważycie, jak szybko wejdzie Wam to w nawyk.
Wydawać by się mogło, że karmienie psa tanimi karmami z dyskontów lub gotowanym jedzeniem jest dużo tańsze. Lecz to tylko pozorna oszczędność. Tania karma zawiera tanie składniki, a co za tym idzie – zawiera wypełniacze „oszukujące” organizm psa i często powodujące tycie. Zalecana dzienna porcja takiej karmy może być nawet dwa razy większa niż karmy droższej ale wysokiej jakości! A to oznacza, że taki sam worek droższej karmy – 2 kg, 6 kg czy 12 kg – wystarczy na dwa razy dłużej! Dwa razy dłużej… nie mówiąc już o walorach zdrowotnych i smakowych.
Jeżeli porównamy i przeliczymy wszystko, czyli koszt karmy, a poświęcony czas na gotowanie, czas i trud związany z odchudzeniem psa, ewentualne leki i wizyty u weterynarza, to ja wolę zainwestować w dobrej jakości karmę dla mojego psa, niż później wydawać okrągłe sumy na jego diagnozowanie i leczenie.
Dużo łatwiej jest zapobiec nadwadze czy otyłości, niż z nią walczyć. A konsekwencja i wsparcie całej rodziny da psu możliwość osiągnięcia odpowiedniej wagi i sylwetki.
I już nikt nie będzie nazywać go serdelkiem!
Agnieszka Malinowska – Anysz
mgr inż. zootechnik